Tonga
Krolestwo Tonga polozone jest na wyspach ktore tworza 3 glowne grupy. Na poludniu Tongatapu ze stolica Nuku Alofa, po srodku grupa Haapai a na polnocy grupa Vavau.
Wybralismy grupe wysp Haapai, poniewaz ma ona opinie najbardziej tradycyjnej i najspokojniejszej, nie ma tu za wiele turystow i jachtow.
Zeczywiscie zycie przebiega raczej w wolnym tempie, nie ma tutaj barow i nocnego zycia i ogolnie to czegokolwiek nie ma zbyt wiele ;-)
Ludnosc tubylcza jest dosyc ciekawska, lubia gapic sie na przybyszow (jakby chcieli ich zjesc, zreszta maja to w genach), niektorzy co odwazniejsi zagaduja skad jestesmy, jak mamy na imie i tym podobne. Tonganie prowadza zywot zrelaksowany, nie lubia sie przemeczac. Maja swoje male poletka, ogrodki gdzie choduja warzywa i troche owocow, lapia ryby, choduja swinie tak wiec maja co jesc. Wystarcza im ze maja dach nad glowa i jedzenie (bo te chatki to nie jest nic wiecej tylko pare desek i blaszany dach) wiekszosc nie ma mebli, siedza na podlodze na matach). Nie wiele osob chodzi do pracy w takim sensie jak my rozumiemy prace. Nie pracuja nigdzie ani nie rozkrecaja biznesow bo nie musza, maja jedzenie i gdzie spac. W ich kulturze nie ma pedu do sukcesu, prawie nikt nie jest przedsiebiorczy. Wszystkie interesy na wyspach prowadzone sa przez Chinczykow lub bialych, tonganie nie sa zainteresowani robieniem kariery. Poza tym prawie kazda rodzina ma kogos kto wyemigrowal do Australii lub Nowej Zelandii i przysyla im pieniadze, tak wiec nie musza nic robic.
W Tonga rodzina i chierarchia rodzinna jest najwazniejsza. Musza dzielic sie z rodzina wszystkim, tak wiec jezeli zdazy sie ze jeden z czlonkow familii radzi sobie lepiej i proboje otworzyc jakis biznes, to i tak musi podzielic sie z rodzina (tutaj zaliczaja sie tez bardzo dalecy krewni). W zwiazku z tym malo tonganskich biznesow rozwija sie. Europejczycy ktorzy prowadza jakas dzialalnosc zarobkowa uwazani sa za ostatnie sknery bo dochodami zadko kiedy dziela sie rodzina.
Wiekszosc Tongan jest bardzo religijna, we kazdej wsi jest pare kosciolow , w Pangai musi ich byc ponad 20. Rozne odlamy chrzescijanskie, najwiecej Metodystow. Niedziela jest najwazniejszym dniem, przygotowania zaczynaja sie juz w sobote wieczorem. Ludzie zbieraja sie i cwicza spiewy, w niedziele rano okolo 4:00 zaczynaja walic w bebny i znowu spiewac. W niedziele nie wolno wykonywac zadnych prac, wszystko jest pozamykane i po ulicy biegaja tylko swinie i psy bo ludzie sa w kosciolach. Spiewy sa bardzo ladne, trzeba przyznac, brzmi to jak profesjonalny chor.
Wies Pangai jest stolica grupy Haapai, prosiaki biegaja po ulicach, chatki wala sie, drogowskazy zwisaja smetnie bo nikomu nie chce sie ich porzadnie poprzykrecac. Jest tu muzeum i biblioteka, ale od paru lat wszystko to stoii zamkniete i obrasta kurzem, bo osoba ktora sie wszystkim zajmowala (europejka z jakiegos charytatywnego stowarzyszenia) wyjechala. Tonganie oczywiscie muzem sie nie interesuja i juz na pewno nie wzieliby ksiazki do reki. Wsie sa brudne bo smieci wyrzucane sa wszedzie dookola, nie ma specjalych wysypisk ani metod radzenia sobie z odpadami. Waywalaja wszystko za dom albo do lasu in a plaze i tyle. Biali ludzie probowali ich uswiadamiac i pokazywac jak prawidolo skladowac smieci, ale nic nie dotarlo. Tydzien po akcji zbierania smieci wszystko wygladalo dokladnie tak samo jak wczesniej. Tubylcy uwazaja ze smieci przynosza “kolory” i wygladaja wcale ladnie....Jak mieli akcje sprzatania to ludzie zaczeli podnosic z ziemi liscie i galezie bo to dla nich “smieci” a zostawiali plastik...hmmm. No trudno to ich wyspy, niech robia z nimi co chca, nie bedziemy sie wtracac.
Tonganie nie sa na pewno eco-friendly , nie dbaja niestety o przyrode, nadmiernie lowia ryby, zbieraja z rafy wszystko co sie rusza i od razu na surowo pakuja do geby. Zbieraja rozne zyjatka ktore sa chronione in a granicy wyginiecia bo nie da im sie wytlumaczyc ze jak je wszystkie zezra to nic im na przyszlosc nie zostanie. Ludzie z organizacji ochrony przyrody tylko rece zalamuja. Pare lat temu zorgnizowano rezerwat podwodny z malzami gigantami (wielkosci zlewu), malze mialy nadane numery i miano je obserwowac, ale juz po prau miesiacach project upadl bo Tonganie zezarli wszystkie malze... Poza tym jedza psy i koty. Nasi znajomi europejczycy z centrum nurkowego maja psa i juz pare razy tubylcy im mowili “wasz pies wyglada juz na gotowego do zjedzenia” , mieli tez propzycje od tonganki “ would you like to eat my pussy” co wbrew pozorom nie bylo propozycja sexualna tylko zaproszeniem na gulasz z kota.
No ale moze ja przedstawiam Tongan w zbyt ponurych barwach...coz inna kultura niz nasza to od razu bysmy chcieli ich zmieniac, chyba to mamy w genach, postaram sie tego nie robic.
W Pangai jest bardzo duzo szkol, dzieci z calej grupy wysp chodza tu do szkoly i te z odleglych wsi mieszkaja w internatach. Szkoly maja bardzo ladne i eleganckie mundurki (w galerii zdjec jest pare fotek).
W Pangai jest jeden bar-cafe prowadzony przez Polke, Magde. Jest tam dosyc drogo, wiec my wybralismy miejsce gdzie jedza tonganie, mozna tam dostac kurczaka, frytki, koze i parowki , osobno, lub wszystko razem na jednym talerzu he he he. To akurat jedyny bar prowadzony przez rodzine tonganska.
Zaprzyjaznilismy sie z para ktora prowadzi firme organizujaca nurkowanie, obserwowanie wielorybow, wypozyczajaca rowery i kajaki. Brian pochodzi w Irlandii, Sabine z Niemiec, prowdza firme Fins and Flukes od 1,5 roku i dzie im bardzo dobrze. Sa bardzo pomocni, pozwolili nam korzystac z internetu za darmo, dowiedzielismy sie wiele ciekawych rzeczy o Tonga od nich. Jednego wieczora zorganizowalismy grila, bylo bardzo fajnie, przegralismy tez od nich duzo filmow i mamy teraz co ogladac. Filmy sa co prawda dosyc krwawe, najmniej krwawy jest “Gladiator” jak stwierdzilismy :-)))
Tonga to najlepsze miejsce na ogladanie z bliska wielorybow humbakow, ktore przyplywaja tutaj pomiedzy lipcem a wrzesniem na rozmnazanie. Udalo nam sie zobaczyc 3 z bliska. Byly na powierzchni, machaly pletwami, ogonami i potrzasaly glowami, okrecaly sie i wydychaly w gore fontanny wody! Brian i Sabine podczas wycieczek na ogladanie wielorybow pozwalaja turystom wejsc z maska i fajka do wody i plywac niedaleko wielorybow, bo humbaki nie sa agresywne i jest to dozwolone. Wszystko jest pod nadzorem i nigdy nie niepokoja wielorybow dluzej niz 20 minut, zeby ich nie stresowac.
Inna ciekawa rzecza z jaka zetknelismy sie w Tonga byli tak zwani faka-lady (wiem to brzmi zabojczo). Faka lady to sa chlopcy i mezczyzni ktorzy zachowuja sie jak kobiety, maluja paznokcie, nosza makijaz, ruszaja sie jak kobiety, czesza i w ogole. Okazuje sie ze wywodzi to sie ze starej tradycji w ktorej , jezeli w rodzinie nie bylo dziewczynek, wtedy jeden z synow przejmowal role dziewczynki, ubieral sie jak dziewczynka, zachowywal, pomagal w gotowaniu i zajmowaniu sie dziecmi.
NIekotrzy z nich oczywiscie stawali sie potem gejami, ale czesc zenila sie i zakladala normalne rodziny. W dzisiejszych czasach juz zdaje sie nikt ich nie zmusza do bycia faka-lady, ale i tak jest calkiem wiele chlopcow ktorzy zachowuja sie jak dziewczyny. Wyglada to dziwnie dosyc... W stolicy Tonga organizowane sa nawet konkursy Miss Faka-lady...Jak dla mnie to wygladaja oni jak geje, choc zapewniano mnie ze czesc z nich na pewno gejami nie jest i interesuja sie kobietami, ale ja bym za reke nie chodzila z facetem w makijazu, z czerwonymi paznokciami i kokiem na glowie...
Tradycyjnym strojem w Tonga jest tauvala, taka tkana mata ktora owija sie dookola bioder. Pod spodem nosi sie dluga czarna spodnice. Kupilismy Simonowi taki stroj i chodzil w nim do kosciola, bo w niedziele to juz absolutnie wszyscy owijaja sie w te maty. Sa zdjecia w galerii przedstawiajace rozne wariacje na temat tauvali.
Czesc naszego pobytu w Tonga spedzilismy kotwiczac w poblizu mniejszych, niezamieszkanych wysepek. Plaze sa tam bardzo piekne, duzo muszelek do zbierania. Dookola ciekawa rafa z interesujacymi formacjami koralowymi, duzo ryb, woda bardzo przejrzysta, widac z 25 metrow w dol.
Na wyspie Uoleva natknelismy sie na maly osrodek prowadzony przez amerykanke Patti. Jest tam 5 chatek zbudowanych w polinezyjskim stylu, w centrum jest duza otwarta chatka-jadalnia-bar-living room. Wszystko urzadzane tak zeby wygladalo jak bezludna wyspa i bylo jak najbardziej eco-friendly. Spedzilismy tam pare wieczorow, poznalismy milych ludzi ktorzy zatrzymali sie tam na wczasach, zostalismy zaproszeni na ognisko ze spiewami tonganskimi.
Podsumowujac nasz pobyt w Tonga, to podobalo nam sie i pewno kiedys jeszcze wrocimy tutaj. Senna atmosfera odpowiadala nam i zrelaksowalismy sie troche przed dalsza droga.